czwartek, 2 lutego 2017

ROZDZIAŁ X - ”Mroczny Rycerz kontratakuje”

Zdaję sobie sprawę z tego, że pisząc ten tekst nie robię niczego nadzwyczajnego. Ten komiks to wręcz legenda. Frank Miller oszalał i koncertowo zaorał swoją karierę pisząc pokraczną kontynuacją do swojej najbardziej rozpoznawalnej pracy. Niemniej jednak ja jako komiksowy laik postanowiłem zmierzyć się z tą legendą i przekonać się, czy „DK2” jest w rzeczy samej aż tak złym komiksem… w końcu ciekawość to pierwszy stopień do piekła, prawda?

Fabuła jest kosmicznie poplątana, ale postaram się streścić najważniejsze wątki.
Władzę sprawuje dyktatura, a prezydent Stanów Zjednoczonych jest tylko generowanym komputerowo obrazem. Władzę w garści, jakimś cudem, trzyma Lex Luthor, któremu się przytyło i przybrało zmarszczek. Dużych, dużych zmarszczek. Jego pomocnikiem jest Brainiac, który z jakiegoś powodu zmienia się w gigantycznego robota wyglądającego jak żaba.
Dawna Liga Sprawiedliwych jest na usługach Luthora, bowiem na każdego z członków ten ma jakiegoś haka.
Po latach nieobecności i szkoleniu sobie „armii”, Bruce Wayne powraca, werbuje superbohaterów przebywających na „emeryturze” lub w więzieniach i postanawia oddać władzę ludziom i obalić dyktatorów. Do takiego pseudo-politycznego gadania każdy powinien się przyzwyczaić bo jest go w komiksie całe mnóstwo.
W tle przemyka także tajemnicza postać wyglądająca jak Joker… jakby to kogokolwiek obchodziło…

Zacznę od tego co rzuca się w oczy jako pierwsze. Rysunki są surrealistycznie złe. Od okładek po ostatnią stronicę, do ostatniego kadru. Postacie, wszystkie bez wyjątku, wyglądają karykaturalnie, a wiele paneli nie ma nawet tła. Miejscami miałem problemy z rozgryzieniem co się dzieje.
Do tego dochodzi równie złe kolorowanie i upychanie wszędzie nieprzyjemnych dla oka efektów z photoshopa… co jest zresztą, z tego co się orientuję, jedną z wizytówek „Mroczny Rycerz kontratakuje”.

Komiks z zewnątrz wygląda brzydko i kryje w sobie równie brzydkie wnętrze.
Batman nie jest Batmanem. Miller robi wszystko, byleby ten wyszedł na twardziela, co skutkuje zamienieniem go w psychopatę, który nie ma nic przeciwko zabijaniu ludzi, co więcej zachowującego się tak, jakby 40-stka zbyt mocno uderzyła mu do głowy. Rozmowa z Dickiem Graysonem jest chyba najlepszym zobrazowaniem tego.
Żebyśmy poczuli się jeszcze bardziej zniesmaczeni, relacja Bruce'a z Carrie Kelley zbliża się niebezpiecznie do pedofilii.
"Nasz bohater!"
I by nas dobić ostatecznie - przez sporą część komiksu ukrywa się on w cieniu. W pierwszym zeszycie pojawia się dopiero pod koniec.

Postaci drugoplanowych jest całe mnóstwo, co z jednej strony jest uzasadnione - Batman jedna sobie dawnych członków Ligi Sprawiedliwych, w tym m. in. Flasha, Atoma i Arrowa... ale za żadne skarby świata nie mogę zrozumieć co w tej historii robi Question. Pojawia się także Kara, córka Supermana, Wonderwoman, Shazaam... I jakby się nad tym głębiej zastanowić, oni wszyscy są tej fabule niepotrzebni.
Niektórzy przeszli przez drastyczny re-design. Carrie nie jest już Robinem tylko Catgirl, z kolei Flash z jakiegoś powodu nosi czarny strój.
Trudno jest mi jednak powiedzieć cokolwiek o ich charakterach. Nikt tak naprawdę nie zapada w pamięć. Arrow i Question to wałkowanie jednego żartu przy każdej okazji - panowie mają inne poglądy polityczne, więc kłocą się ze sobą.
Złozyńcy niczym siebie nie przypominają. O ile z komiksowym Brainiac'em jeszcze przyjemności nie miałem, tak ten Lex Luthor to nie jest w żadnym calu Lex Luthor.

Fabuła stara się kontynuować społeczno-polityczną satyrę poprzednika ze wszystkimi programami telewizyjnymi i przerysowanymi postaciami. Problem polega na tym, że Miller zapomniał jak tę satyrę pisać dobrze. Rezultatem są programy w stylu „News in the nude”, a dialogi kolejnych wypowiadających się osób to barbarzyńskie kaleczenie języka.
Dziw bierze, że ta infantylna pokraka wyszła spod ręki autora mojego ulubionego komiksu o Batmanie.

”Mroczny Rycerz kontratakuje” ma jednak w sobie jeden dobry motyw z potencjałem. Batman doprowadza do tego, że powstaje cały ruch społeczny ludzi w trykotach. Masy przebierają się w różne dziwaczne stroje i dołączają do tej "rewolucji". Tak samo podobali mi się żołnierze Batmana - Batboys. - To takie "fajne" następstwo wydarzeń z "Powrotu Mrocznego Rycerza".

Na koniec zostają pojedyncze sceny - surrealistycznie źle narysowane, albo po prostu surrealistycznie głupie. Scena seksu Supermana z Woderwoman - ci szybują wysoko, a potem spadają do oceanu powodując tsunami.
Przyznaję, są takie sceny w "DK2", które moim zdaniem wkraczają w rewiry tak złego, że aż dobrego.

"DK2" zostawiło mnie z jednym pytaniem w głowie - Czy my aby na pewno mieliśmy wziąć to na poważnie? Czy to może miała być jakaś parodia?
Co Millerowi chodziło po głowie?
Oczekiwałem spektakularnej porażki na każdym możliwym polu… i w sumie to właśnie dostałem. Jednakże, uważam, że każdy powinien się z tym komiksem zapoznać. Jest on do tego stopnia absurdalny, że trzeba go doświadczyć na własnej skórze. To "The Room" albo "Troll 2" świata komiksów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz