czwartek, 22 grudnia 2016

"All-Star Superman"

Przyznaję, że Superman nigdy nie wydawał mi się interesującą postacią. Panuje ogólne wyobrażenie o nim jako o takim harcerzyku, który nie ma żadnych negatywnych cech i jakoś dawałem radę temu ulec. Ale lubiłem filmy z Christopherem Reevem i tam ta postać wypadała fantastycznie. Postanowiłem dać komiksowemu Supermanowi szansę i sięgnąłem po jedną z najbardziej cenionych serii z jego udziałem, czyli "All-Star Superman" Granta Morrisona.

Superman umiera. Tak, dobrze przeczytaliście. Lex Luthor atakuje ekspedycję na słońce (jak głupio by to nie brzmiało). Superman ją ratuje, ale absorbuje tak dużą ilość promieniowania słonecznego, że jego organizm nie jest w stanie go przetworzyć, w skutek czego jego komórki zaczynają się rozpadać z przeładowania.

Bohater stawiony zostaje w bardzo nieciekawej sytuacji. No bo jak świat, przyzwyczajony do obecności Człowieka ze stali, poradzi sobie bez jego opieki?
Superman postanawia pokazać swojej ukochanej - Lois Lane - swoją Fortecę zapomnienia, a nawet daje jej specjalny specyfik, aby przez jeden dzień sama posiadała supermoce.

Pojawiają się także podróżujący po czasoprzestrzeni Samson i Atlas, którzy pokazują Supermanowi artykuł o jego śmierci, w którym pisze, że ten przed odejściem wykonał dwanaście prac dla dobra ludzkości.
I właśnie o owych pracach opowiada ta 12-zeszytowa seria.

Po dwóch filmach Richarda Donnera wydaje mi się, że postać "Loczka" działa najlepiej, gdy się ją skonfrontuje z ludzkimi problemami. I to właśnie robi Grant Morrison. Superman - przybysz z innej planety z niemal boską mocą staje w obliczu śmierci.
Można pomyśleć, że to dość dziwny moment na zapoznanie się z postacią. Nic bardziej mylnego. Po przeczytaniu "All-Star Superman" każdy będzie wiedzieć o Supermanie wszystko, co trzeba. Jego romans z Lois i ich wzajemny stosunek względem siebie, postać Jimmy'ego Olsena i Lexa Luthora zostały przedstawione w niezwykle treściwy sposób.
Muszę szczególnie pochwalić tego ostatniego. Luthor to na pozór stereotypowy zły naukowiec z kompleksem wyższości, który chce przejąć władzę nad światem... ale z drugiej strony może on mieć trochę racji w kwestii usunięcia Supermana. No bo czy świat, mając na usługach kogoś takiego będzie w stanie normalnie funkcjonować w razie jego zniknięcia? To złoczyńca, ale o wiele bardziej niejednoznaczny, taki przed którym mimo wszystko odczuwa się zarówno nienawiść, ale i szacunek.

Mimo dość ponurego tematu wiodącego, "All-Star Superman" posiada bardzo lekki ton, jest kolorowy i wie kiedy potraktować widza humorem. Wszystkie pomysły jakie przedstawił Morrison były dla mnie zawsze z początku niezwykle konsternujące... ale bardzo szybko ujawniał się ich geniusz. Pojawia się podróżowanie po czasie i przestrzeni, występ gościnny zaliczają Supermanowie z innych czasów i wymiarów, pojawia się cała planeta Bizzarro wyglądająca jak Ziemia tylko... sześcienna. Superman niczym Herkules ma 12 prac do wykonania (tak się to robi, Zack). Bogactwo tego komiksu jest przeogromne.
Problem z niektórymi zeszytami, tudzież rozdziałami jest taki, że prawie każdy stara się być zamkniętą historią, w związku z czym niektóre wątki rozwiązują się błyskawicznie, albo w ogóle rozwiązania nie dostają tylko zostają zmiecione pod dywan.
Przykładowo: Jest sobie para z Kryptonu, która w wyniku pewnej mutacji zaczyna umierać. Superman wysyła ich do Phantom Zone obiecując, że wynajdzie lekarstwo na ich przypadłość. I już nigdy do tego nie wracamy.
Jest też masa drobiazgów, które zasługują na rozwinięcie. Gdy zobaczyłem, że Lois staje się Superwoman na jeden dzień, myślałem, że zobaczę ją w akcji. Niestety nie robi ona żadnego użytku ze swoich mocy, bo na scenę wchodzą Samson z Atlasem i trzeba poświęcić uwagę im. Marnotrastwo.

Niemniej jednak uważam "All-Star Superman" za bardzo dobrą pozycję i dobry start dla każdego, kto chciałby się personą Supermana zainteresować. Morrison kondensuje tutaj najważniejsze elementy mitologii tej postaci.
Poczucie zagubienia i konsternacji towarzyszyło mi podczas czytania bardzo często, ale to dlatego, że ulegałem pozorom. "All-Star Superman" bawi się trochę oczekiwaniami czytelnika. Jest wręcz jak dziwak wprowadzający nas do swojego świata. Najpierw jesteśmy kompletnie zagubieni, nic z tego wszystkiego nie rozumiemy, ale im dalej w to brniemy tym jaśniejsze i ciekawsze wszystko się staje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz