środa, 28 grudnia 2016

"The Amazing Spider-Man: Powrót do domu"

Dobrze jest czasem zerknąć na swój strych.
Nie wiem, czy ktoś pamięta wydawane przez DobryKomiks zeszyty. Za dzieciaka udało mi się zebrać cały 5-zeszytowy cykl o Spider-Manie i, jak się po latach okazało - jest to naprawdę dobry komiks.

Peter Parker zaczyna praktykę nauczycielską w liceum, do którego sam kiedyś uczęszczał. Jest zdruzgotany widokiem dzielnicy, która zeszła na psy. Stara się pomagać dzieciakom, które, jak kiedyś on, zmagają się z prześladowcami, problemami rodzinnymi, i tym podobnymi problemami.
Pewnego wieczoru spotyka Ezekiela, mężczyznę, który również posiada pajęcze moce. Tajemniczy mężczyzna ostrzega Petera przed ponad naturalnym bytem imieniem Morlun.
Peter postanawia, koniec końców, podjąć walkę z Morlunem, jednak jego przeciwnik okazuje się być o wiele trudniejszy do pokonania niż mu się wydawało...

To był dla mnie pierwszy kontakt z komiksowym Peterem Parkerem/Spider-Manem i uważam, że to niesamowicie sympatyczna postać. Do tej pory wystrzegałem się historii z "Pajączkiem", bo nie mogłem pozbyć się obawy, że będzie mnie on irytował. Szczęśliwie, byłem w całkowitym będzie. Peter jest, i to chyba będzie dobre słowo, "kochany". Czytając jego wewnętrzne monologi wiele razy uśmiechałem się pod nosem, albo wręcz śmiałem się z jego żartów. Z drugiej strony, jego zaangażowanie się w problemy dzieciaków w szkole i troska o ciocię May chwyciły mnie w pewien sposób za serce.
To żartowniś podszyty niezwykle troskliwym człowiekiem i J. Michael Straczynski pisze go w cudowny sposób.

Pierwszym przeciwnikiem pajączka jest Morlun - typ, który żywi się energią pewnych specyficznych osób. Otóż, Ezekiel sugeruje Peterowi, że ten zdobił swoje moce nie za sprawą radioaktywnego pająka tylko dlatego ,że ów pająk był... czymś nadprzyrodzonym. I dlatego Morlunowi zależy na siłach witalnych Petera.
Jako villain, zdobył moje serce. Z jednej strony małomówny, z drugiej jego starcia ze Spider-Manem są zarówno zabawne jak i potwornie dramatyczne. Spuszcza Pajączkowi straszny łomot.
O drugim coś bym powiedział, ale związana z nim jest całkiem zgrabnie prowadzona zagadka kryminalna i nie chciałbym jej komukolwiek zepsuć.

Mając elementarną wiedzę o Spider-Manie można z tego komiksy czerpać masę frajdy, bo znajduje miejsce zarówno na ciężki dramat jak i świetną komedię.
Czytając starcia z Morlunem czułem się tak jakbym czytał znów "Knightfall", to jest ten sam poziom dramaturgii, gdzie nie wiadomo czy bohater wyjdzie z tego wszystkiego cało.
Drugim świetnym motywem jest wspomniana przeze mnie chęć Petera do pomocy swoim uczniom. Odkrywa on slumsy, gdzie porzucone przez rodziców dzieci starają się przetrwać - żebrzą na ulicach, biorą narkotyki, i tak dalej.
Trzecim, i moim ulubionym wątkiem, jest ciocia May odkrywająca, że jej siostrzeniec jest superbohaterem.

"Powrót do domu" ma w sobie odrobinę szaleństwa, masę dramatycznych i emocjonalnych scen, a na koniec zmienia się w całkiem niezły kryminał. A wszystko to okraszone przez obłedną narrację samego Petera.

Niemniej jednak są rzeczy, na które musze sobie ponarzekać.
Po pierwsze - ilość tekstu jest ogromna. I wiem, jak to brzmi, ale chodzi o to, że dialogi wydają się miejscami strasznie rozwleczone. Poszczególne kwestie bohaterów rozciągają się wręcz na mini-monologi, co trochę wytrąca z rytmu.
Inna sprawa jest taka, że dobrze jest mieć wiedzę o całym Uniwersum Marvela, bowiem pojawiają się nawiązania, nie tylko do złoczyńców Spider-Mana, ale też do X-Men, Fantastycznej Czwórki, nawet She-Hulk jest wspominana, a na koniec Spidey zwraca się z prośbą o pomoc do Doktora Strange'a.

Jak na mój pierwszy komiks ze stajni Marvela - bardzo dobry początek. Cieszę się, że mam te pięć zeszycików i zastanawiam się jak to się stało, że wcześniej go nie przeczytałem... albo przeczytałem za dzieciaka, tylko tego nie pamiętam.
Tak, czy siak to był kawał porządnej lektury, który mogę z czystym sumieniem polecić każdemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz