środa, 28 grudnia 2016

ROZDZIAŁ IV: "Powrót Mrocznego Rycerza"

Chciałbym zaznaczyć na starcie, że komiks Franka Millera zdobył moje serce natychmiastowo. To komiks przełomowy i… jest tak dobry jak mówią.
Jednakże, nie jest to pozycja, którą poleciłbym kompletnemu laikowi. „Powrót Mrocznego Rycerza” to historia oparta o historię uniwersum DC i trzeba mieć jakąś elementarną wiedzę na temat chociażby samego Batmana – kim jest Harvey „Two-face”, jaka jest relacja Batmana z Jokerem, kim jest Superman, czy Selina Kyle, i tak dalej.

Podobnie jak przy okazji „Roku Pierwszego”, na pierwszym planie jest Bruce Wayne i jego pokrętna psychika (oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że „Powrót...” powstał przed „Rokiem Pierwszym”). Bogacz jest stary i od 10ciu lat nie jest już Batmanem. W tym czasie Gotham na nowo zdominowane zostało przez przestępców w postaci gangu Mutantów, a dawni wrogowie  Nietoperza wychodzą na wolność po przebytej resocjalizacji. Oczywiście nie kończy się to dobrze.

Nadchodzi w końcu dzień, kiedy Bruce, nękany przez wspomnienia i nadmiar złych wiadomości w telewizji nie wytrzymuje i na nowo przywdziewa strój. Podstarzały Batman jest jednak o wiele bardziej brutalny i bezkompromisowy, co zaczyna budzić kontrowersje. Zamaskowany mściciel szybko staje się gorącym tematem opinii publicznej. Ludzie zaczynają debatować, czy Batman jest obrońcą, czy może jednak takim samym złoczyńcą jak ci, których posyła za kratki… albo do szpitala.
Pojawia się także motyw tego, że Batman sam tworzy złoczyńców, z którymi walczy.
Po pokonaniu przez Batmana przywódcy gangu Mutantów, owi Mutanci zaczynają siebie nazywać „Synami Batmana” i sami zaczynają rozprawiać się z przestępczością, jednak robią to w taki sam sposób w jaki robił to Reaper w „Roku Drugim”.
Jest także Joker, który pod nieobecność Mrocznego Rycerza wpadł w katatonię, co jest zarówno związane z powyższą tezą, jak i w rewelacyjny sposób zwieńcza relację między Nietoperzem, a klaunim księciem zbrodni. Joker potrzebuje Batmana, bo bez niego nie ma sensu istnieć.

Komiks Millera zasłynął z serwowanego przez siebie poziomu brutalności. Walka z przywódcą mutantów przeszła już zresztą do historii jako jedna z najbardziej krwawych walk na kartach komiksu. Ponownie jak w „Roku Pierwszym” dostajemy wiele przemyśleń Bruce’a i dokładne opisy wszystkich odnoszonych przez niego obrażeń. Tutaj jednak napięcie jest o tyle większe, że Wayne nie jest już młodzianem, a starym człowiekiem, który tak naprawdę może paść na zawał w każdej chwili.

W oczy rzucają mi się podobieństwa z „RoboCopem” Paula Verheovena. Tam również mieliśmy dystopijne, pochłonięte przez przestępczość metropolię oraz satyrę społeczną manifestującą się pod postacią wiadomości telewizyjnych. Wszystkie te rzeczy widoczne są w komiksie Millera i nie dziwię się, że ten został później namówiony do sporządzenia skryptów do sequeli filmu holenderskiego reżysera. Czy sam Verheoven inspirował się „Powrotem Mrocznego Rycerza”, nie wiem, ale wydaje mi się to całkiem prawdopodobne.
Owa satyra społeczna nie jest ani niczym nachalnym, ani nazbyt przerysowanym. Jest solidna i czytelna.

Jako rysownik, Miller ma dość specyficzny styl, może nawet nieco niechlujny, dla niektórych może być uznany po prostu za brzydki. Można się jednak do niego przyzwyczaić. Takie postacie jak Jim Gordon, Joker, czy sam Batman rysowane są zawsze kapitalnie. Reszta z kolei może nieco kłuć w oczy, lub wyglądać karykaturalnie… ale na swój sposób dodaje to komiksowi klimatu i idzie w parze z satyrą w tle. Poza tym, kreska z rozdziału na rozdział robi się coraz lepsza. Na etapie „Księgi Trzeciej” widać już olbrzymią poprawę.

W komiksie pojawiają się genialne motywy, jak ten z Jokerem, czy konflikt z Supermanem. Bruce Wayne sam okazuje się być maską, którą przybiera Batman, a nie odwrotnie. Bruce Wayne zginął w ciemnej alejce wraz ze swoimi rodzicami.
Podoba mi się to, co zrobiono z Harveyem Dentem. Motyw operacji jego twarzy jest ciekawym pomysłem, jednak jego ponowne popadnięcie w szaleństwo odbywa się moim zdaniem zbyt szybko.
Z Jokerem, co prawda było podobnie, jednakże Joker był bardziej jak tykająca bomba zegarowa. Przemykał gdzieś w tle, aż w końcu zabił setki ludzi w jednym dosadnym akcie okrucieństwa.

Obok tego wszystkiego są jednak wątki i motywy, może nie tyle złe, co dziwne.
Żeńska Robin, która ni z tego, ni z owego jest wygimnastykowana i przyłącza się do Batmana.
Te robo-lalki pomagające Jokerowi, które latają…
Albo wątek zimnej wojny… Sam w sobie nie jest niczym złym, jednak umiejscowienie go w historii o superbohaterach wydaje się dość nietypowym pomysłem. Jednakże za tym idzie kolejna ciekawa rzecz – Superman na usługach rządu.

Miller ma także tendencję do rzucania niezręcznych poetyckich tekstów, które nijak do postaci Batmana nie pasują. Na szczęście szybko z tego pomysłu rezygnuje, bo już pod koniec Księgi Pierwszej.

„Powrót Mrocznego Rycerza” za każdym razem zyskuje w moich oczach, a przeczytałem go już cztery razy pod rząd. To komiks-legenda, pełen akcji, interesujących motywów i świeżego spojrzenia na znaną postać. Facet w rajtuzach nigdy przedtem nie miał w sobie tyle głębi i niejednoznaczności co u Millera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz