środa, 25 stycznia 2017

„Aliens – Genocide”

Mam przyjemność w końcu przedstawić naprawdę dobrą historię z komiksowego uniwersum o Ksenomorfach. Myślę, że mówiąc to nie popełniam zbyt dużego błędu. Wydaje mi się, że przynajmniej niektóre komiksy od Dark Horse są ze sobą powiązane i że przed samym „Genocide” coś jeszcze było.

Ksenomorfy musiały jakimś cudem, w jakieś innej historii, najechać Ziemię, bowiem ludzie namiętnie prowadzą nad nimi badania. Między innymi, korporacja Neo-Pharm produkuje specjalny narkotyk zwany Xeno-Zipem. Zwiększa on tężyznę fizyczną tego, który go bierze (podobnie jak Venom w „Batmanie”), ale niektórych doprowadza do obłędu. Defekt ten jest spowodowany używaniem przez korporację zamiennika pewnej substancji, którą wytwarza tylko królowa Ksenomorfów.
O ile zaopatrujące się w Xeno-Zip wojsko nie ma nic przeciwko, że ich podwładni zmieniają się w rozszalałych kamikadze, tak szef Neo-Pharm – pan Grant zamierza uratować reputację swoją i swojej firmy. Wraz z oddziałem Marines wyrusza na planetę Ksenomorfów w celu pozyskania królewskiej mazi.
Wyprawa, oczywiście, nie będzie łatwa. Tajemniczy szpieg korporacyjny stara się sabotować wyprawę, w dodatku na samej planecie Obcy urządzają sobie… wojnę. „Genocide” zasłynął z przedstawienia bardzo ciekawego motywu – starcia dwóch gniazd Obcych. W wyniku mutacji, niektóre Ksenomorfy zmieniły kolor na czerwony i założyły własną społeczność. Muszą jednak walczyć ze zwyczajowymi czarnymi Ksenomorfami o przetrwanie.

Genocide” ma bez wątpienia klimat. Podoba mi się to jak rysowane były komiksy w latach 90-tych (odjąć od tego absurdalną anatomię ciał, ale tego w tym konkretnym komiksie nie uświadczyłem). Atmosfera jest mroczna, może nawet z lekka surrealistyczna. Komiks bywa psychodeliczny, zwłaszcza jeśli chodzi o designy statków. Widząc je miałem skojarzenia z „Diuną” Jodorowskiego. Swoją kolorystyką „Genocide” miejscami przypominał mi „The Mask”, również od Dark Horse.
Co mi się nie podobało to fakt, że głowy niektórych bohaterów wyglądają jakby były nienaturalnie przypłaszczone.

Komiks w gruncie rzeczy przedstawia wiele ciekawych pomysłów. Wspomniana walka dwóch rojów Obcych, Xeno-Zip i wywoływane przez niego skutki uboczne. – Scena, w której biegacz po zażyciu jednej pigułki dosłownie roztrzaskuje się o ścianę sprawiła, że przeszły mnie ciarki.

Problem w tym, że… chciałoby się więcej. Chciałbym, aby komiks brnął w te wątki, rozwijał je, eksplorował, uczynił z nich główną siłę napędową. Można było nawet poprowadzić narrację od strony Ksenomorfów, bardziej skupić się na ich konflikcie. To dopiero byłoby ciekawe!
Bo bez tych wszystkich ciekawych smaczków, „Genocide” to tak naprawdę mocno przeciętna historia z prostymi jak drut postaciami, żeby nie powiedzieć archetypicznymi. Co więcej, te cztery zeszyty to bardzo niewiele biorąc pod uwagę potencjał jakim ta historia dysponowała.


Genocide” ma swoje olbrzymie pozytywy, ale pozostawił mnie z niedosytem. Nie ukrywam, że miałem co do niego olbrzymie oczekiwania, które tylko jeszcze bardziej narastały w miarę czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz