piątek, 20 stycznia 2017

„Aliens – Newt’s Tale”

Był czas w moich szczenięcych latach kiedy czytałem komiksy związane z „Obcym” Ridleya Scotta oraz jego kontynuacjami. Kilka z tych historii zapadło mi w pamięć i postanowiłem, skoro już prowadzę bloga o komiksach, odświeżyć je sobie, zobaczyć jak zniosły próbę czasu i zrecenzować je.
Na pierwszy ogień poszedł komiks, który ze wszystkich spodobał mi się wówczas najbardziej. „Aliens – Newt’s Tale” jest z jednej strony prequelem do „Aliens” Jamesa Camerona, a z drugiej jego komiksową adaptacją.

Wszystko w komiksie jest snem, który miewa Newt podczas hibernacji. W tym śnie – na pierwszych 30-paru stronach całości - dane nam jest zobaczyć interpretację wielu wyciętych z kinowej wersji scen oraz starcia kolonistów z Hadley’s Hope z ksenomorfami.
Kreska całkiem przypadła mi do gustu, jest w stylu, chyba dość powszechnym dla lat 90tych. Z jednej strony kreskówkowa, z drugiej szczegółowa i naturalistyczna. Podoba mi się także dominacja zimnych kolorów w kadrach. Nie tylko dodaje to, całkiem słusznie, pierwiastka oniryzmu, ale i sprawia, że pojawienie się czerwonej krwi jest bardzo wstrząsającym doświadczeniem.
Pokazana także jest nam relacja Newt z jej matką w tych trudnych dla wszystkich chwilach. Finał tego wątku idealnie zawiązuje się z późniejszą relacją dziewczynki z Ellen Ripley.

Niestety, gdy prequel się kończy, a zaczyna adaptacja akcji z „Aliens”, wtedy komiks zalicza olbrzymi jakościowy spadek.
Ponieważ komiks nazywa się „Newt’s Tale”, obserwujemy sceny, w których tytułowa bohaterka bierze udział. I byłoby to całkiem w porządku, gdyby było prowadzone konsekwentnie. Poza tym, ukazanie akcji filmu z perspektywy Newt właśnie dawałoby twórcom możliwość na modelowanie i przekształcanie filmowych scen, nadawanie im innej wymowy, tonu, klimatu, i tak dalej. Albo można byłoby zostać przy tworzeniu prequelu i pokazać nam dokładnie jak Newt przetrwała do chwili przybycia Marines. Z tego mogło wyjść coś interesującego.

Niestety, zamiast tego otrzymaliśmy zubożałe, pędzące na złamanie karku streszczenie filmu Jamesa Camerona. Co gorsza, osoby nie znające filmu mogą pogubić się lub nie zrozumieć wielu rzeczy. Z kolei fani filmu będą się zastanawiać czemu kolejne postacie wypowiadają kwestie, które pierwotnie były mówione przez kogoś innego.

Jest także mnóstwo kiepsko zaadaptowanych na karty komiksu scen. Niektóre kadry wyglądają tak jakby twórcom zwyczajnie się nie chciało i w tych najbardziej dramatycznych scen bohaterowie sobie po prostu stoją. „Newt’s Tale” pozwala sobie często na uproszczenia wołające o pomstę do nieba. Co jeszcze śmieszniejsze, wszyscy członkowie marines wyglądają niemalże tak samo. Mają identyczne, jeśli nie takie same, twarze.

Cóż mogę rzec… ten komiks nie przetrwał próby czasu w moich oczach. Posiada w sobie potencjał i dobre elementy, niestety zaprzepaszcza je w ekspresowym tempie na rzecz wyjątkowo leniwej adaptacji rewelacyjnego filmu.

Mimo wszystko polecam, chociażby dla tych pierwszych 30-stu stron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz